Mam na imię Anna, lat 43, dwóch wspaniałych 21-letnich synów i ogromną determinację do walki z endometriozą. Wydaje mi się, że na tyle ją oswoiłam, że stała się częścią mojej codzienności. Ale po kolei… Pewnie moja historia diagnozowania endometriozy jest w wielu przypadkach taka sama, ale pokrótce podzielę się moimi zmaganiami, być może któraś z chorych kobiet odnajdzie w niej cząstkę siebie.

Pierwsze miesiączki
Mając lat 15, wiadomo stajemy się młodymi kobietami, ale niestety moja kobiecość objawiała się bardzo silnymi bólami miesiączkowymi, czasem nawet kończyły się wizytą na pogotowiu, ale niestety to były lata 80-90 i nikt nawet nie wpadł na to by zdiagnozować to jako początki endometriozy. Powtarzano za każdym razem mi i mojej mamie, że taka moja uroda i na pewno gdy urodzę to wszystko przejdzie. Cóż… pozostawało tylko wierzyć. I tak całe nastoletnie życie upływało pod znakiem bólu i leków.

Macierzyństwo
Mijały lata, oczywiście wyszłam za mąż, urodziłam przez cięcie cesarskie dwóch pięknych chłopców. Dziś stwierdzam, że to cud, bo wiemy co niesie ze sobą choroba, ale niestety bóle się nie zmniejszyły, wręcz odwrotnie, lecz ja ciesząc się macierzyństwem, jakby nie zwracałam uwagi na nie, swoimi sposobami próbowałam z nimi walczyć. I tak po kilku latach pewnego dnia wymacałam guz w okolicy pępka, pomyślałam przepuklina i trzeba to skonsultować. Udałam się do chirurga, który zrobił USG i stwierdził „jest pani chora na endometriozę”. Guz był wielkości około 4 cm, oczywiście dostałam skierowanie na usunięcie guza.

Operacje
Tak zaczęła się moja „przygoda” z chorobą. Tysiące pytań co to za choroba i szukanie na nie odpowiedzi. Udałam się do szpitala, na wykonanie zabiegu, ale jak to w życiu bywa, prosta laparoskopia przekształciła się w laparotomię, bo guz wrastał się głębiej w otrzewną. Oczywiście operacja się powiodła, dostałam leki hormonalne typu Danazol i tak pełna optymizmu wróciłam do swojego życia, nawet nie podejrzewając, że to dopiero początek mojej wędrówki.

Kolejny atak choroby
Po roku względnego spokoju, choroba zaatakowała po raz kolejny i tak od tego momentu co dwa lata lądowałam na stole operacyjnym. Pomimo leczenia i operacji ból nie zmalał był coraz bardziej dokuczliwy i wtedy stał się drugi cud. Zaszłam w ciążę! Jaka radość, bo maleństwo, które nosiłam pod sercem, było dziewczynką. Szczęście nie do opisania, zawsze chciałam mieć córeczkę. Miałam plany w głowie, na wystrój pokoju, na te sukieneczki, w które ją ubiorę. Promieniałam ze szczęścia. Niestety szczęście trwało sześć miesięcy, bo teraz już to wiem, przez endometriozę poród nastąpił przedwcześnie. Urodziłam maleńką, bo 600 gramową dziewczynkę, ale niestety nie dane było mi ją tulić, nie dane było mi się cieszyć, moja mała dziewczynka po kilku długich godzinach zmarła przy mnie, właściwie na moich rękach. To był koniec świata, moje serce rozpadło się na tysiące kawałków, jak mam z tym żyć, dlaczego tak się stało, nikt nie umiał mi na to odpowiedzieć, musiałam sama w sobie znaleźć siłę. Znalazłam ją w domu, gdzie dwóch małych urwisów czekało na mnie, trzeba było pozbierać się i żyć.

Dalsze badania i operacje
Mijały kolejne miesiące, a ja cierpiałam, ból fizyczny był już nie do zniesienia, więc lekarz wysłał mnie na badania: kolonoskopię i tomografię, które niestety nie wykazały przyczyny bólu. I tak podczas kolejnej laparoskopii znaleźli guza na jelitach, zapadła decyzja o operacji, podczas której usunięto mi odbytnicę, zrobiono zespolenie, badania histopatologiczne wykazały endometriozę. Uzbrojona w kolejne leki hormonalne, po których czułam się okropnie, po których zaczęły wypadać mi włosy, ale pełna nadziei żyłam i cierpliwie czekałam na koniec cierpienia. Niestety nie doczekałam się, zaczęłam więc wędrówkę od specjalisty do specjalisty, przez szereg nieprzyjemnych badań. Nawet zostałam królikiem doświadczalnym, dostałam się na badania kliniczne nad lekiem, naprawdę szukałam pomocy. Każdy z lekarzy mówił co innego, a to że zespolenie przewężone i trzeba wykonać balonikowanie, poddałam się temu, nie pomogło. Lekarze patrzyli na mnie jak na hipochondryczkę, więc poprosiłam leczcie mnie na głowę, byleby mnie nie bolało.

Leczenie bólu
Mijały lata, doszło do tego, że udałam się do Poradni Leczenia Bólu, gdzie zapisali mi plastry bardzo silne narkotyczne, uzależniające plus do tego leki neurologiczne. Stosowałam się do zaleceń. Krótki był okres jako takiego spokoju, organizm przyzwyczaił się do leków i bóle wróciły ze zdwojoną siłę, to były już doby bólowe, całe miesiące bólowe, moje ciało było już workiem chorych wnętrzności, masakrowane całymi godzinami przez potworny ból, tylko ogromna siła woli powodowała, że rano wkładałam swój najlepszy uśmiech i szłam do pracy, między ludzi, a w między czasie znów kolejne wizyty u specjalistów i kolejne badania, które niczego nie wykazały. Miałam dość.

Ostatnia operacja
Na szczęście poznałam mnóstwo kobiet, chorujących na endometriozę. Dlaczego na szczęście? Bo dają mi one ogromne wsparcie w chorobie i dostałam namiary na wspaniałego człowieka lekarza, dr Mikołaja Karmowskiego z Edu Medica, który jako jedyny przeczytał całą historię mojej choroby, jako jedyny zinterpretował wyniki i jako jedyny powiedział, że zasługuje na życie komfortowe bez bólu i podjął się dość trudnej operacji, bo prawie ośmiogodzinnej. To wspaniały fachowiec, który zadał sobie trud pomocy chorym kobietom, to nie tylko lekarz z procedurami, ale człowiek pełen empatii i ciepła. Zaufałam dr Karmowskiemu bezgranicznie i dziś jestem drugi miesiąc po operacji, powoli dochodzę  do siebie, na wszystko potrzeba czasu, ale wiem że dzięki takim ludziom jak dr Karmowski wspomaganym przez środowisko endokobiet, które walczą, zakładają stowarzyszenia i fundacje, w przyszłości będziemy żyć bez bólu. Ja w to głęboko wierzę i wierzę, że ta krucjata przeciwko endometriozie i uświadamianie kobiet i społeczeństwa odniesie sukces.

Anna